czwartek, 18 października 2012

Sprostowanie

 Przepraszam. Oficjalnie przepraszam Best Western Panonia Hotel w Sopron za złe słowa które pod jego adresem wczoraj napisałem. Moja opinia była bardzo subiektywna powodowana jedynie moim doświadczeniem. Nie zgłębiłem tematu. Nie wyściubiłem nosa dalej niż musiałem. Dziś jednak rano powodowany porannym głodem udałem się na śniadanie w nieznane mi do tej pory rejony tego wielkiego gmachu. Było inaczej. Było bogato, lecz inaczej bogato. Naprawdę bogato. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać, że mój pokój był bliżej garażu niż głównego wejścia. Przemieszczałem się jedynie z garażu windą na swoje piętro. Mój korytarz, oraz pokój był bogaty inaczej , o czym wczoraj napisałem . Recepcja w której byłem chwilę aby  zameldować się,  nie rzucała na kolana. Obraz mój więc wydawał się spójny i obiektywny. Już rozumiem dlaczego pani w recepcji powiedziała że do mojego pokoju najbliżej będzie przez garaż.To w trosce o moje samopoczucie Na poparcie słów kilka zdjęć, na szybko, po śniadaniu, przed podróżą. Żałowałem że nie odkryłem tego bogactwa wczoraj, wyruszył bym w nocy na eksplorację terenu. Oczywiście fotograficzną.

Tutaj jadłem śniadanie i zmieniłem zdanie o hotelu
Widok z góry na sale jadalną, choć pewnie ma jakąś własną wyszukaną nazwę

Korytarz ten nieznacznie różni się od mojego - zdjęcie poniżej



Meble wyglądały na prawdziwe, z epoki. Dotykałem.




Może nie było takich schodów w mojej części, za to miałem windę obok pokoju

 Niesiony podniosłą atmosferą wyniesioną z bogatego hotelu pojechał do kolejnego punktu mojej podróży miasta (musiałem wstać od komputera aby sprawdzić gdzie byłem, nazwy tutaj są zabójcze)Szombathely. Moje radio ustawione było na niemiecką rozgłośnię z muzyką poważną. Nie zmieniłem kanału przez całe 80 km podróży. Muzyka sącząca się z radia bardzo pasowała do chwili również otoczenia . Poranna mgła szybko opadła, zaświeciło słońce. Nastała prawdziwa Polska jesień na Węgrzech. Oto dowód.

Cóż tu pisać. Był dzisiaj ładny poranek




 Miasto Szombathelym do którego dotarłem, i w którego kinie zrobiłem zdjęcia  jest miastem na Węgrzech. Taka wiedza w zupełności wystarcza. Po zrobieniu zadania obowiązkowego w kinie wyruszyłem do kolejnego miasta, tu gdzie obecnie jestem, czyli Zalaegerszeg potocznie nazywany przez tubylców Zala - może oni również mają problem z zapamiętaniem i wymową tej nazwy. Nie wiem. Droga liczyła kolejne 70 km.  Po tych 600 km które do tej pory zrobiłem, muszę przyznać że czuję się dobrze jeżdżąc samochodem po Węgrzech. W najważniejszych kierunkach z Budapesztu wychodzą autostrady Trasy krajowe również nie budzą lęku - jak nie obrażając w Rumunii. Kierowcy na Węgrzech przestrzegają prędkości. Jak po drodze krajowej można jechać maksymalnie 90 km/hm, wszyscy jadą ok 90 km/h. Jeżeli ktoś mnie wyprzedzał,  to z dużym prawdopodobieństwem był to samochód na niemieckich lub austriackich numerach. Przed terenem zabudowanym wszyscy grzecznie zwalniają do 50km/h. Ja oczywiście również. Gdzieś tam, gdzięś tam, już nie pamiętam dokładnie gdzie, ale z pewnością po spotkaniu Pana z wąsem, jadąc spokojnie, z przepisową prędkością, samochód jadący z  naprzeciwka zaświecił do mnie światłami awaryjnymi,  a kierowca wykonał do tego jakiś nie do końca zauważony przeze mnie gest ręką. Lampka mi się zapaliła, kurcze kolejny Pan z wąsem który zawróci i będzie mnie ścigał - ale nie to  nie możliwe - przecież nikogo nie nagrywam. Więc może coś z moim samochodem. Zatrzymałem się przy najbliższej zatoczce, wysiadłem, obszedłem samochód dookoła, nic, tzn. wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku. Zdezorientowany ruszyłem. Po chwili kolejny samochód zaświecił do mnie, i kolejny. I nie tylko do mnie świeciły samochody, Uffff.  Jako obcy na obcej ziemi, nie wpadłem wcześniej na myśl, że ktoś chce mnie ostrzec przed policją, jak się okazuje międzynarodowym znakiem - sygnałem.  Znak przyjąłem więc z wdzięcznością, choć jadąc z przepisową prędkością nie miałem się czego obawiać. Faktycznie po jakimś czasie przy drodze, przy moim pasie ruchu stał samochód policyjny, a w środku spał policjant. Dobrze to widziałem jadąc 50 km/h. Taki kraj.  Wydaje mi się,  że jeżeli już jest ograniczenie prędkości na drodze, to warto z niego skorzystać dla własnego bezpieczeństwa. Nie ma bezsensownego ograniczenia do 50km/h na szybkiej drodze tak jak w naszym kraju. I pewnie w tym po trosze tkwi sukces przestrzegania przepisów w tym kraju. Jak do tej pory nie widziałem żadnego radaru, nie ma dzikiego zwalniania. Czyli może być normalnie.
.
 Moje lenistwo wzięło jednak górę. Pod samym hotelem w Zali jest McDonald. Nie szukałem wielkich doznań kulinarnych, wziąłem Big Mac Menu. 
 Uważam że miło być obcokrajowcem na Węgrzech. Wszyscy są dla ciebie tacy mili. I Pani w recepcji, i Pani w banku, i Pan ochroniarz pomógł mi wydrukować odpowiedni bilet  aby stanąć w kolejce. Ciekawe czy jest tak miło bez względu na narodowość gościa. Postanowiłem z szacunku do miejsca i ludzi nauczyć się kilku słów po węgiersku. Zacząłem od dzień dobry, do widzenia i dziękuję. Nie idzie mi najlepiej zapamiętywanie, skupię się na początek na dziękuję -
 Zrobiłem zapasy picia i zaszyłem się w pokoju czekając na wieczór. Jak wampir do pracy wyruszam nocą. 
 Aaa i obowiązkowe zdjęcie z okna hotelowego. Urocze

Widok tym razem nie powala


Jutro ruszam na południe, do Kaposvar, następnie do Pecs.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz