środa, 24 października 2012

Święto Narodowe Węgier - part 1

 Wtorek, 23 października był Dniem Święta Narodowego na Węgrzech inaczej zwany  Dniem Republiki, obchodzony od 1989r. w celu upamiętnienia wybuchu rewolucji 1956r. Będąc już od tygodnia w tym kraju czułem że to ważny dzień również dla mnie. I nie dlatego tylko że muszę pamiętać że wszystkie sklepy są zamknięte. Czułem że jest to dzień inny, wyjątkowy. Założyłem czyste ubranie i wyruszyłem po południu świętować. Pierwsze kroki skierowałem na bliski mojemu sercu, i co ważne hotelu -  Plac Bohaterów.  Sądziłem że spotkam tam defiladę, odświętnie ubranych mieszkańców stolicy.  Może przyszedłem za późno?. Stało jedynie dwóch wyprostowanych żołnierzy w przyciemnianych okularach. Słońce świeciło wprost na ich twarze. 

Po lewej, w oddali,  niezainteresowani mundurowymi przybysze z Azji, podczas sesji

   Było ciepło Na placu panował większy ruch turystyczny. Uznałem jednak, że jak na święto narodowe, to oprawa na tym ładnym placu jest co najmniej skromna.  Na szczęście nie zawiedli mnie turyści. Szczególne podziękowania ślę przybyszom z Azji  - otworzyli przede mną nowe horyzonty. Z takim zaangażowaniem nikt inny nie wykonuje zdjęć i nie pozuje. Choć sądziłem że będę miał w święto Narodowe dzień wolny, powróciłem do śledzenia.  Zmieniłem technikę pracy. Działałem systematycznie. Wybierałem sobie ofiarę i podążałem za nią, czekając aż wykona ruch. Ludzie jak co dzień w tym miejscu fotografowali się głównie ze strzelistym obeliskiem w tle.

Kolejni Przybysze z Azji. Pierś Pani dumnie wypięta do przodu. Dalsza noga dla przeciwwagi skierowana na bok. 
Ta sama para co powyżej, Zmiana tła. Ułożenie nóg modelki pozostało, doszedł ruch rękoma. Prawie jak do krakowiaka

Przybysze z Azji mają rysy jak dla mnie mongolskie. Podsłuchanie ich rozmowy nie pomogło w identyfikacji kraju pochodzenia.


Państwo przebyli kawał drogi nie po to aby mieć zwykłe zdjęcie. Pani namówiła modela żeby wszedł wyżej. Drugi kolega Pani zajmuje dogodną pozycję na skraju obelisku. Zachodnia para z coca colą odpoczywa

Model na pierwszym piętrze udaje że szuka czegoś w torbie. Głupio mu, że sam nie odważył się na wspinaczkę...

...uznaje że warto cieszyć się z sukcesu rodaka. Dopinguje go. Sukces jest na wyciągnięcie ręki - takiej jak ta po prawej stronie, należąca do zachodnich turystów

Zdjęcie z zadem konia. Taki będzie obraz, wnioskując po ułożeniu aparatu fotograficznego

Wielki sukces, wielkie zdjęcie. Pani fotograf jest bardzo zadowolona z siebie i  dumna z towarzysza. Pan z miny, wnioskuję zapomniał jak wchodził, że będzie musiał również zejść jeżeli chce wrócić do domu  Przyznaję nagrodę Pozownki Dnia

Większy ruch oraz poruszenie wśród fotografujących wywołała zmiana warty. Nie do końca rozumiem dlaczego idący żołnierze są ciekawsi od stojących, ale nie ważne. Dla mnie była by to dogodna sytuacja do wykonania zdjęcia grupowego fotografujących. Niestety zawiodłem. Nie przewidziałem że świecące wprost w aparat światło zniweczy mój plan. Straciłem czujność. Wstyd
Wiedziałem że muszę jakoś zmazać plamę ze zmianą wart, śledziłem dalej.

Nowa technika po raz pierwszy w zestawieniu. Kurtka nad głową, dzięki której Pan widzi co fotografuje. Gdyby nie kurtka, w wyświetlaczu widział by odbite słońce. Pani tyłem fotografuje Aleje Anastasiego

Ci sami Państwo co powyżej. Teraz wyłoniona najsprawniejsza  przedstawicielka grupy prezentuje podskok z..

.... płynnym przejściem na drugą nogę.  Z ułożenia cieni można wnioskować, że zdjęcie było robione równo pod światło. Jest szansa że na zdjęciu będzie sam kontur. Ale może takie było właśnie założenie.

Fotografów z telefonami które mają dotykowe ekrany można rozpoznać po wyciągniętym palcu który delikatnie obsługuje urządzenie. Zbliżenie poniżej.




  Przezornie, pamiętając o niedzielnym długim  poszukiwaniu pożywienia zaopatrzyłem się w prowiant. Miałem jabłko i puszkę sprajta. jabłko zjadłem po zmianie warty. Picie zostawiłem sobie na później. Ruch na placu zmniejszył się. Grupa przybyszów z Azji udała się w kierunku autokarów.



Starszy Pan w zadumie opuszcza Plac Bohaterów. Był sam. Bez aparatu, bez towarzysza. Zrobiłem mu zdjecie żeby miał na pamiątkę. Może był świadkiem wydarzeń z 1956 r. , a  może turystą, nie wiem



 Ja również opuszczałem już mój Plac.
Nie zabrałem z sobą mapy. Znając już  Aleje Anastasiego - poszedłem w kierunku obiadu - czyli znanego mi już z niedzieli okna z pizzą na placu Oktogon. Szedłem powoli, spokojny. Delektowałem się atmosferą tego miejsca. Popołudniowe słońce przyjemnie, acz nie dokuczliwie świeciło wprost na moją twarz. Gdyby nie pięknie oświetlone liście na chodniku, sądził bym że to jeden z ładnych wakacyjnych dni w środku lata.

Ładne światło i rower. Rowery są bardzo popularne na ulicach Budapesztu. Sieć ścieżek rowerowych jest bardzo rozwinięta. Są ulice gdzie połowa drogi jest oznaczona jako miejsce tylko dla rowerzystów.

 Mijałem Dom Torur. Kolejka chętnych do odwiedzenia tego miejsca ciągnęła się aż za budynek. Kolejny dowód na to, że niedzielna przypadkowa moja wizyta była dobrym pomysłem. Ja wszedłem bez kolejki.

Jeszcze teraz jak przypominam sobie to miejsce przechodzi mnie dreszcz.  I ta opaska z napisem wokół budynku.
  Po drodze, mimo iż nie miałem już na to ochoty, pojawił się zabłąkany obiekt do sfotografowania .

Pan fotografuje architekturę w Alei Anastasiego, dziecko fotografuję ja



     Dotarłem do placu. Dzisiejszego dnia był to inny plac. Okno z pizzą był zamknięte, fakt ten wywołał we mnie smutek. Nie było żebrającej zgarbionej Pani. Fakt ten nie wywołał we mnie żadnych emocji. Więcej niż zwykle było spacerujących ludzi. Przypominam że wtorek był dniem Święta Narodowego na Węgrzech. Nie miałem pretensji do okna z pizzą że jest zamknięte. To ładnie że Włoskie danie świętuje Węgierskie Święto. Zgarbiona pani pochodzenia Rumuńskiego także postąpiła patriotycznie pozostając w domu. Jedynie amerykańska jadłodajnia McDonalda pozostała głucha na świątęczny obyczaj. Nie miałem jej tego za złe w tamtej chwili. Pozwoliła mi nie być głodnym tego Świątecznego Dnia w Budapeszcie.  Nie miałem  ochoty jeść w środku restauracji. Chciałem chłonąć ten dzień nie w amerykańskim stylu. Mimo iż amerykańskie logo na torbie z jedzeniem zdradzało jego pochodzenie, poszedłem poszukać ławki na której zjem mój zestaw obiadowy.  Nie było to proste zadanie tego dnia. Liczba ludzi która wpadła na ten sam pomysł równała się, lub nawet przekraczała liczbę dostępnych miejsc. 
  Hamburger był już zimny jak znalazłem ławkę. Nie była to wymarzona ławka. Tyłem do słońca, tyłem do ulicy,  z widokiem na fasadę kamienicy. Gdy zaspakajałem swój głód, patrzyłem na przechodzących ludzi. Z powodu ograniczenia miejsca oraz mojej pozycji i czynności którą wykonywałem widziałem ich od pasa w dół. Pomiędzy kolejnymi frytkami wpadłem na pomysł aby naukowo wykorzystać tę sytuację.....    


Kolejny mimowolny autoportert wykonany na ławce na Placu Oktogon










5 komentarzy:

  1. Sąsiedzie, bardzo ciekawe relacje w porywającej formie. Czekam na kolejne odcinki jak w dzieciństwie na "Czterech pancernych...." Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę że masz coraz więcej fanów-ja też czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. hmmm, za zastanawiał się ktoś co będzie jak Wojtek już wróci? co my będziemy czytać? Czy to będzie jak w Truman Show "Dzień dobry, a gdybyśmy się nie spotkali: dobry wieczór i dobranoc"

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracaj wracja:) tylko jak wrócisz to piszesz dalej:)

    OdpowiedzUsuń